8 lip 2010

Rob: Czasami po prostu się boję - wywiad dla Gali

Kolejny wywiad z ostatniej Gali:
Zanim stał się sławny, miał kłopoty z dziewczynami. Żadna nie chciała umówić się z nim na randkę. Dopiero gdy wystąpił w przeboju o wampirach, cały świat oszalał na jego punkcie. Tylko czy on jest dzięki temu szczęśliwy? I na co wydaje wszystkie zarobione pieniądze?

Wie pani, co się tutaj dzieje? – zapytał mnie taksówkarz, gdy dojeżdżaliśmy do pięciogwiazdkowego hotelu Four Seasons w Beverly Hills. – Zazwyczaj to bardzo spokojna okolica, a od wczoraj ciągle ktoś się tutaj kręci. Wszyscy mają aparaty fotograficzne” – opowiadał zdziwiony. „Pewnie dlatego, że Robert Pattinson jest w środku” – odparłam. Mężczyzna od razu uśmiechnął się i ze zrozumieniem pokręcił głową. Później pogratulował mi tylko, że już za kilka minut spotkam się oko w oko z przystojnym Brytyjczykiem, w którym kochają się miliony kobiet na całym świecie. I to w różnym wieku. Od czasu premiery pierwszej części sagi o wampirach „Zmierzch” wszyscy oszaleli na punkcie odtwórcy głównej roli. Z roku na rok „Pattinsonmania” zatacza coraz szersze kręgi. Dziewczyny tak bardzo kochają swojego idola, że śledzą każdy jego krok. Wiedzą, gdzie mieszka, do jakich restauracji lubi chodzić i z kim się przyjaźni. Codziennie do jego skrzynki mailowej trafiają miłosne listy od wielbicieli. Mimo tego ogromnego zainteresowania mediów (i fanów) Robert jest bardzo skromny i twardo stąpa po ziemi. Podczas wywiadu zorganizowanego z okazji premiery trzeciej części sagi „Zmierzch: Zaćmienie” mówił o plusach i minusach życia w błyskach fleszy i o wielbicielkach, których boją się nawet sami paparazzi.

GALA: Robert, czy Ty wiesz jeszcze, co oznaczają słowa, takie jak „prywatność” czy „anonimowość”?

ROBERT PATTINSON: Jeszcze tak. Choć muszę przyznać, że nie pamiętam, kiedy ostatni raz przechadzałem się w ciągu dnia po centrum Londynu czy po Los Angeles. Po premierze „Zmierzchu” moje życie trochę się zmieniło.

GALA: Ale możesz pójść na przykład do kina czy centrum handlowego bez ochroniarzy?

ROBERT PATTINSON: Przyznam ci się, że czasami po prostu się boję. Ale nie jest jeszcze aż tak źle. Nauczyłem się wybierać miejsca, gdzie czuję się w miarę swobodnie.

GALA: Słyszałam, że przez piszczące fanki martwisz się o swój słuch. Często jesteś posiniaczony, bo tłumy dziewczyn wciąż rzucają Ci się na szyję. Czy znalazłeś się kiedyś w sytuacji, w której bałeś się, że jakaś rozhisteryzowana wielbicielka zrobi Ci przez przypadek krzywde?

ROBERT PATTINSON: Aż tak to nie. Ale non stop dostaję, mówiąc delikatnie, dość specyficzne listy od dziewczyn.

GALA: Jaki był najdziwniejszy?

ROBERT PATTINSON: Nie będę o nich opowiadać, bo zostały pewnie napisane przez jakieś chore psychicznie osoby. Nie chcę jednak, byś pomyślała, że wszystkie moje fanki są niebezpieczne i niezrównoważone. Raz mnie nawet rozśmieszyły. Gdy kręciliśmy „Zmierzch: Zaćmienie”, całą ekipę prześladowały nastolatki i paparazzi. Dziewczyny usłyszały w pewnym momencie, jak ktoś z planu poskarżył się, że nie mogę grać, gdy tyle obiektywów jest skierowanych na mnie. I wiesz, co wtedy zrobiły? Złapały się za ręce i otoczyły fotoreporterów, krzycząc: „Precz, precz!”. Myślałem, że umrę ze śmiechu, gdy zobaczyłem, jak dorośli faceci przestraszyli się rozwrzeszczanych 15-latek.

GALA: Na ekrany weszła właśnie trzecia część opowiesci o wampirach. Nie masz wrażenia, że z biegiem lat fanki już trochę się do Ciebie przyzwyczaiły i stały się mniej zapalczywe?

ROBERT PATTINSON: Na pewno inaczej postrzegają moją osobę. Kiedyś, gdy widziały mnie na ulicy, wołały: „Edward”. Dzisiaj przynajmniej krzyczą: „Robert”. Przestały już mnie mylić z filmowym bohaterem.

GALA: Nie jesteś jeszcze znudzony graniem w „Zmierzchu”? Założę się, że czasami marzysz o tym, by kręcenie zdjęć do sagi wreszcie się skończyło.

ROBERT PATTINSON: Nie nudzi mnie Edward. Choć granie tej samej postaci przez kilka lat to duże wyzwanie aktorskie. Z jednej strony im dłużej wcielasz się w kogoś, tym lepiej poznajesz motywy działania swojego bohatera. Z drugiej jednak musisz robić wszystko, by widzowie nie mieli go dosyć. W przypadku mojej postaci to dość trudne. Wampiry w końcu ani się nie starzeją, ani nie zachodzą w nich jakieś wyraźne zmiany fizyczne.

GALA: Nie boisz się, że ludzie już zawsze będą porównywać Cię do Edwarda?

ROBERT PATTINSON: Nie, chyba nie, bo... to znaczy, wiesz co... No dobrze, bardzo się boję, że zawsze będę tym aktorem ze „Zmierzchu”.

GALA: I co w związku z tym robisz? Starasz się wybierać kolejne role, które nie będą kojarzyły się z wampirami?

ROBERT PATTINSON: Staram się przede wszystkim wybierać role drugoplanowe. Teraz na przykład kręcę film z Reese Witherspoon „Water for Elephants” i to ona jest w nim największą gwiazdą. Jestem na początku swojej kariery i jeszcze wiele się muszę nauczyć. Wiem jednak, że nie chcę już grać w megaprzebojach. Bardziej interesują mnie kameralne historie.

GALA: Masz duży wpływ na to, gdzie będziesz grać, czy musisz bezsprzecznie słuchać swojego menedżera?

ROBERT PATTINSON: Sam wybieram scenariusze i reżyserów. Poza tym mam świetnego menedżera, z którym jestem bardzo blisko. Przyjaźnimy się i on doskonale mnie zna. Wie, w czym chciałbym zagrać, a w czym nie.

Resztę wywiadu możecie przeczytać tutuaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz